Orzyskie Tygrysy na polowaniu w Bieszczadach. Medale, życiówki...

2021-03-22 10:12:15(ost. akt: 2021-03-22 11:19:52)
Nim stanęli na starcie, musieli pokonać setki kilometrów. Nikt nie żałował

Nim stanęli na starcie, musieli pokonać setki kilometrów. Nikt nie żałował

Autor zdjęcia: Run Team Tygrysy Orzysz

BIEGI || Niewielka, skryta w Bieszczadach Cisna została w miniony weekend opanowana przez ponad 750-osobowy tłum biegaczy. Podczas VII edycji Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego honoru naszego powiatu strzegła brygada Run Team Tygrysy Orzysz.
Ekipa trenera Łukasza Duchnowskiego wyruszyła w 11-osobowym składzie. Sam szkoleniowiec nie celował tym razem w prestiżowe "pudło". Stawał na nim w ostatnich dniach kilkukrotnie (podczas Mistrzostw 16 Dywizji Zmechanizowanej).

Organizatorzy bieszczadzkiego festiwalu biegowego oddali do dyspozycji śmiałków łącznie 3 trasy. Z popularną "dychą" najszybciej w gronie Tygrysów uporała się Elżbieta Siergiej. Wynikiem 1:17 zapewniła sobie złoto w kat. K50. Niewiele za jej plecami linię mety minęli — solidarnie, ramię w ramię — Justyna Dzienisik i Łukasz Duchnowski, a następnie Daria Zychowicz, Jarosław Gacioch i Anna Sadura.

W półmaratonie barwy klubowe godnie zaprezentowały Karolina Duchnowska (24. miejsce K30) oraz Marta Waszkiewicz (27. miejsce K40).

Potężną dawkę emocji zaserwowali kibicom także uczestnicy tytułowego maratonu. Na królewskim dystansie najwyżej banderę Run Team Tygrysy Orzysz zawiesił Ariel Waszkiewicz. Zawodnik realizujący się na co dzień jako mundurowy 15 Brygady Zmechanizowanej zajął 90. miejsce w klasyfikacji generalnej.
Kilka minut później wykonanie zadania zameldowali także Jakub Waszkiewicz (debiut w oficjalnych zmaganiach z trasą powyżej 42 km) oraz Adrian Ferenc — najlepszy z ultramaratończyków wśród... polskich kominiarzy.

— Warunki atmosferyczne były typowo zimowe. Wbrew pozorom nie było jednak jakiejś "tragedii". Momentami, fakt, było bardzo ślisko, ale śnieg czy mróz nie dawał się tym razem aż tak we znaki — wspomina Adrian Ferenc. Dodając, że prawdziwa "próba" czekała maratończyków na ostatnich trzech kilometrach. Pokaźną górę trzeba było zdobyć praktycznie się wdrapując, a zbieg pokonywać na... pośladkach, bo "tradycyjne" metody mogły skończyć się dotkliwą kontuzją.

Obrazek w tresci

Trzech tygrysich maratończyków górskich; fot. Run Team Tygrysy Orzysz

— Od początku do końca biegłem swoim tempem. Bez żadnych komplikacji. Wynik 5 godzin i 15 minut uznaję za bardzo dobry. To moja "życiówka" w maratonie górskim, choć wcale nie zamierzałem biec szybko. Te zawody były tak naprawdę dla mnie sprawdzianem przed innym wyzwaniem. W maju planuję wrócić w Bieszczady, by zmierzyć się z dystansem 150 km.

Poza nowym rekordem życiowym, naszemu ultramaratończykowi udało się powrócić z... kompletem guzików. — Muszę pomyśleć chyba nad ich produkcją. Każdy chce choć odrobinę kominiarskiego szczęścia. Trzeba mieć się na baczności, nie ma lekko — podsumowuje ze śmiechem Adrian Ferenc.

Kamil Kierzkowski

Obrazek w tresci

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5