Świąteczni ultrasi: Adrian Ferenc i Jędrzej Rynkiewicz (cz. III)

2020-12-28 09:20:08(ost. akt: 2020-12-28 09:28:58)
Adrian Ferenc. Ultras, kominiarz, mors i... miłośnik pierniczków

Adrian Ferenc. Ultras, kominiarz, mors i... miłośnik pierniczków

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

SPORT || Na co dzień piszemy o ich dokonaniach sportowych. O kolejnych pokonywanych przez nich granicach i systematycznym rozwoju. Nie tylko o sukcesach w ich karierach, ale i czasem - naturalnie - o ich potknięciach. Tym razem jednak postanowiliśmy naszych sportowców ukazać Wam, Czytelnikom, z zupełnie innej strony. Tej świątecznej. Jeszcze bardziej "ludzkiej", choć związanej z Bożym Narodzeniem.
Jakie jest ich najdawniejsze wspomnienie związane ze świętami? Co zazwyczaj spada na ich barki przy rodzinnym podziale świątecznych obowiązków? Bez którego z dań nie wyobrażają sobie wigilijnej wieczerzy i ile są w stanie "wciągnąć" pierogów? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie poniżej.

Adrian Ferenc z Pisza (ultramaratończyk, najlepszy "ultras" wśród... polskich kominiarzy).

Mam naprawdę liczną rodzinę, więc najodleglejszym wspomnieniem jest właśnie stół wigilijny, przy którym potrafiło zasiąść jednocześnie i 15 osób. Rodzinna atmosfera, zapach ciast, a zwłaszcza... pierników. Jako najmłodszy brzdąc ukradkiem zajadałem się nimi w oczekiwaniu na prezenty.

Szykując święta każdy z nas stara się dać coś od siebie. Wraz z bratem najczęściej odpowiadamy m.in. za porządki na podwórku oraz wieszanie światełek. Kiedyś stroiliśmy jeszcze choinkę, ale zadanie to przypada najmłodszym w rodzinie. Do tych już się nie zaliczam (śmiech), spoczęło to na barkach m.in. dzieci mojej bratowej.

Te święta będą nieco inne. Trochę mniej liczne ze względu na różne bezmyślne zakazy, które wprowadzono w dobie wirusa. Szkoda.

Niezmiennie pojawią się natomiast m.in. ryba po grecku oraz barszczyk. No i pierogi, których liczenia przestaję zawsze po tym, gdy zjem dziesiątego. Ultrasi mają jednak w tym dniu dyspensę. Zresztą — w tych dniach na pewno i tak "polatam" nieco po naszej puszczy. Ile km? To zależy od świątecznego nastroju. Może tylko 40 km, a może i ok. 100 km?

Jędrzej Rynkiewicz (ultramaratończyk)

Pierwsze moje wspomnienia świąteczne wiążą się — nie inaczej — z prezentami. Do dziś zdarza mi się wspominać przy stole chwile, gdy miałem ok. 5 lat. Pozostali członkowie rodziny, pod różnymi pretekstami, wyciągali mnie wszędzie, bylebym był jak najdalej od choinki. W tym czasie, jak można się domyślić, pojawiał się św. Mikołaj i zostawiał prezenty. A ja tradycyjnie byłem niepocieszony, że znów przegapiłem jego przyjście. I zapowiadałem, że "złapię go za rok".

Podział obowiązków jest u nas dość "tradycyjny". Jak w typowej, polskiej rodzinie. Jedynym czego się wystrzegam jest ubieranie choinki. To jedyna moja "trauma" świąteczna (śmiech). Ewidentnie tego nie lubię. Nie wychodzi mi to i — z korzyścią dla innych oraz samej choinki — biorę się za inne rzeczy.

Nie wyobrażam sobie świąt bez pierogów i śledzi. Prawdę mówiąc nie jestem jednak wielbicielem "tradycyjnej" karty dań wigilijnych. Dla przykładu: nie miałbym problemu z tym, gdyby nie pojawił się na stole karp. Z drugiej strony — tradycja i tak zazwyczaj bierze górę.

Święta znacznie wcześniej wyczuwałem w czasach szkolnych. Odkąd naukę zastąpiła praca, to świadomość zbliżającej się Wigilii dociera do mnie wtedy, gdy zaczynamy rozglądać się za prezentami. Sprawę komplikuje też brak śniegu, o który w ostatnich latach w grudniu coraz trudniej. Bo gdy biało za oknem, to... jakoś zupełnie inaczej. A przynajmniej ja tak to czuję.

Nawyków świątecznych z powodu wirusa nie mam zamiaru zmieniać. Z mojej strony będzie pod tym względem identycznie.

Czy boję się rózgi? W tym roku nie (śmiech). Liczę nawet na wymarzony prezent. Byłem grzeczny jak nigdy. Nawet żadnego mandatu nie dostałem!

Z kaloriami podczas świąt bywa ciężko. Niby staram się nie przekraczać określonej liczbyi, ale — niestety — wygląda to zazwyczaj tak, że zawsze znajduję miejsce na jakąś dokładkę. Usprawiedliwiam to tym, że następnego dnia wybiegam kilka kilometrów więcej.

Bo sport to mój nałóg. Nie wyobrażam sobie, bym — nawet w czasie świąt — nie mógł wyskoczyć np. na dwie godzinki do lasu, by "pokręcić" na rowerze czy pobiegać. To stały punkt moich świąt.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5