Sportowe święta (cz.II): Radosław Parzych i Adam Radzikowski

2020-12-27 09:00:00(ost. akt: 2020-12-27 08:10:32)
Radosław Parzych tuż po lewej od św. Mikołaja. Najprawdopodobniej 1977 rok

Radosław Parzych tuż po lewej od św. Mikołaja. Najprawdopodobniej 1977 rok

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

SPORT || Na co dzień piszemy o ich dokonaniach sportowych. O kolejnych pokonywanych przez nich granicach i systematycznym rozwoju. Nie tylko o sukcesach w ich karierach, ale i czasem - naturalnie - i o ich potknięciach. Tym razem jednak postanowiliśmy naszych sportowców pokazać Wam, Czytelnikom, z zupełnie innej strony. Tej świątecznej. Jeszcze bardziej "ludzkiej", choć związanej z Bożym Narodzeniem.
Jakie jest ich najdawniejsze wspomnienie związane ze świętami? Co zazwyczaj spada na ich barki przy rodzinnym podziale świątecznych obowiązków? Bez którego z dań nie wyobrażają sobie wigilijnej wieczerzy i ile są w stanie "wciągnąć" pierogów? Czy nasze "sportowe babki", łamiące na co dzień stereotypy, w te dni podwijają rękawy i stają "do garów"? Wreszcie - jak ich relacje ze św. Mikołajem i... kto w tym roku obawia się znalezienia rózgi pod choinką? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie poniżej i na kolejnych stronach.

Radosław Parzych (doświadczony zawodnik i trener kolarstwa).

Najwcześniejsze z moich wspomnień „świątecznych” sięga początku lat 80'. Miałem 9 lat, niewiele wcześniej w rolę „św. Mikołaja” wcielił się ze stanem wojennym gen. Jaruzelski. Mój tata miał za dwa dni wylatywać do Libii na kontrakt. Pamiętam, że gdy odwoziliśmy go na pociąg, to na ulicach stały czołgi, koksowniki itd. Traumy po tym nie mam, choć dziś dzieciom trudno byłoby uwierzyć, że tak mogą wyglądać święta.

Obecnie, podczas przygotowań, staram się pomóc wszędzie tam, gdzie jest potrzeba. Nie pcham się jedynie do kuchni. Z kucharzeniem jako właściwie "były" sportowiec nie mam problemów, lubię gotować, lecz wolę nie wtykać nosa w garnki bo... trudno mi się oprzeć pokusie, by nie podjadać (śmiech).
Moja mama mawia od dawna, że jestem „kapuściany”. Uwielbiam wszystkie potrawy, które powstają z kapusty. Nie wyobrażam sobie świąt i bez śledzia, barszczu... Kurczę, tak naprawdę to wszystko lubię (śmiech).

Tegoroczne święta u wielu będą inne, u nas również. Wiosną odeszła moja ukochana teściowa, która nijak nie pasowała do wszystkich kawałów o wrednych teściowych. Bardzo kochana, uczynna i wspaniała kobieta. Pociesza nas myśl, że te święta spędzi już wspólnie ze swoim ukochanym mężem.

Rózgi, mam nadzieję, w tym roku nie będzie. Pierogów pochłonę na pewno dużo. Z miejsca zamierzam poluzować pasek i będę „ładował pod korek” (śmiech).

O sporcie nie zapominam nawet w święta. Mamy z młodzieżą luźny trening w Wigilię, podczas którego nie zabraknie dzielenia się opłatkiem i składania sobie życzeń. Na kompletną świąteczną labę nie pozwoli i... moja żona, która tradycyjnie wyciągać będzie nas, by pobiegać.

Korzystając z okazji, postaram się „przemycić” i trochę „prywaty”. Wszystkim sportowcom, a także i „cywilom”, życzę, by najbliższe święta były jedynymi tego typu. Obyśmy wszyscy mogli w najbliższym roku funkcjonować już bez żadnych wytycznych, obostrzeń, zakazów, nakazów... Dużo zdrowia! Myślmy pozytywnie, ruszajmy się, czerpmy moc i zdrowie z natury.


Adam Radzikowski ze Znicza Biała Piska (bramkarz, najlepszy spec od rzutów karnych w III lidze).

W pamięci utkwiły mi zwłaszcza dwie rzeczy. Zapach pomarańczy, który w tym czasie daje poczucie, że to faktycznie już Boże Narodzenie. No i oczywiście oczekiwanie na św. Mikołaja. Nawet nie dla prezentów, bo nie liczyło się aż tak czy dostanę prezent czy rózgę. Sam fakt, że pojawiał się ten przebrany pan z brodą, robił na mnie wrażenie i sprawiał, że traktowałem Wigilię i kolejne dni jako coś naprawdę magicznego.

Głównodowodzącą podczas przygotowań do świąt jest moja mama. To ona "trzyma stery". Nie jest to łatwe, bo mam trójkę braci i czasem trudno zapanować nad takim "teamem" (śmiech). Do moich obowiązków należy głównie dbanie o zaopatrzenie, czyli zakupy.

Kuchni jednak nie unikam. Mogę wręcz powiedzieć, że gotowanie to moja pasja. Może nie aż taka, jak futbol, ale w wolnych chwilach lubię coś upichcić. Nikt się jeszcze nie otruł, więc chyba się do tego nadaję (śmiech).

Kocham jeść, więc trudno mi wybrać ulubioną potrawę. Jeśli jednak muszę, to są to pierogi z kapustą i grzybami. Bez tego dnia Wigilia po prostu nie istnieje. Nigdy nie liczę ile ich pochłaniam, ale — choć może nie wyglądam — to możliwości w tym temacie mam naprawdę duże. Podczas świąt muszę luzować pasek (śmiech). Nie liczę kalorii, bo to czas, w którym resetuję głowę.

Magię świąt czuć w naszym domu od 6 grudnia. Wtedy zazwyczaj dociera do wszystkich świadomość, że święta są bardzo blisko. "Bajka" jest wtedy, gdy dopisze pogoda i sypnie jeszcze śniegiem. Szkoda, że ostatnio go niewiele. Bo choć jestem "ciepłolubny", to gdy za oknem biało, to więcej "świąt w świętach". A i czasem zdarzy się ruszyć bioderkiem do lecącego z radia "Last Christmas".

"Korona", niestety, wpłynęła nieco na nasze święta. Najstarszy z braci, który na co dzień mieszka za granicą, w aktualnej sytuacji nie będzie mógł być z nami. Wierzymy jednak, że wkrótce powrócą stare, dobre czasy, gdy przy stole zasiadał komplet "Radzików".

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że byłem w tym roku grzeczny. No, może z małymi wyjątkami. Ale mam nadzieję, że zostały puszczone w niepamięć i obejdzie się bez rózgi. Listu do św. Mikołaja nie napisałem, ale dałem mu kilka wskazówek. Nie chodzi jednak o prezenty. Najważniejszy w tym wszystkim jest czas spędzony z bliskimi.

Wysłuchał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5