Cały "Rybak". Najpierw do ringu, potem od razu... na ryby

2019-05-14 20:50:05(ost. akt: 2019-05-19 20:54:34)

Autor zdjęcia: Emilia Deptuła

SPORTY WALKI/// Kolejny spektakularny triumf Mateusza Żukowskiego! Popularny piski "Rybak", jeden z najlepszych wojowników naszego powiatu, gładko rozprawił się 11 maja podczas VI Pucharu Mazur w Mrągowie z Krzysztofem Pytelewskim.
Postać Mateusza Żukowskiego jest doskonale znana nie tylko na arenie warmińsko-mazurskich sportów walki. Zawodnik i szkoleniowiec Angitia Fight Team Pisz w przeszłości z solidnej strony prezentował się także na ringach zawodowych poza granicami Polski. Tym razem "Rybak" na połów nie musiał płynąć aż tak daleko, bo do Mrągowa, gdzie w minioną sobotę odbyła się 6. edycja gali Puchar Mazur.

Przeciwnikiem pochodzącego z Rucianego-Nidy wojownika okazał się Krzysztof Pytelewski (Copacabana Warszawa). — Przed walką nie analizowałem przesadnie jego walk. Słyszałem, że stoczył kilka niezłych pojedynków, ale plan był jeden... Zrobić wszystko, by to on się musiał dostosowywać do mnie, a nie ja do niego — przekonywał jeszcze przed walką Mateusz Żukowski. I faktycznie. Zadziałało. Jeśli ktokolwiek w tym duecie dyktował warunki gry, to był to "Rybak".

W kilku początkowych akcjach zawodnik Angitia Sport Team jeszcze badał dyspozycję rywala. Niewiele później była jednak już gotowa diagnoza, a następnie rozpoczęło się wypisywanie recept... w postaci nokdaunów. W trakcie trzech rund Pytelewski zapoznał się z "deskami" aż trzykrotnie.

— Pojedynek od początku układał się dla mnie bardzo dobrze. Miałem wszystko pod kontrolą, choć moja prawa ręka jest nieco uszkodzona i nie mogłem z niej w pełni korzystać. Za to lewa ręka i lewa noga "robiły swoje", czyli obijały tułów i głowę przeciwnika. Na tyle mocno, że klękał co rundę. Albo po uderzeniu na wątrobę, albo po akcji przy linach — mówi Żukowski.

Szanuję go jednak za to, że się nie poddał i dotrwał do końca Sam zawsze czuję podobnie w ringu. Zaskoczyła mnie natomiast postawa jego trenera. Na jego miejscu nie pozwoliłbym dalej walczyć swojemu podopiecznemu. Nie miało to sensu. W grę nie wchodziły miliony ani żaden tytuł. Niepotrzebnie więc tylko ryzykowali zdrowiem Krzyśka — dodaje "Rybak", który powoli przymierza się do wznowienia walk typowo zawodowych.

— Chcę wrócić na zawodowe ringi. Muszę jeszcze tylko poukładać nieco swoich spraw. Zawodowy sport jest dużo cięższy. Trudno trenować na tym wyższym poziomie i jednocześnie pracować na etacie... A żyć z czegoś trzeba. Na szczęście wszystko układa mi się coraz lepiej i myślę, że po wakacjach będę mógł zawiesić poprzeczkę znacznie wyżej — przekonuje piski wojownik, który tradycyjnie mógł liczyć na prawdziwy zastęp życzliwych mu ludzi.

Obrazek w tresci

fot. Emilia Deptuła

— Dziękuję wszystkim tym, którzy przez ten cały czas mnie wspierali. Głównie kolegom z klubu i znajomym, których doping motywował mnie bezpośrednio w Mrągowie. Naturalnie dziękuję i Konradowi Dziczkowi, który przyjechał specjalnie po to, by stanąć w moim narożniku. Ten sukces to także zasługa mojego stójkowego "guru", Andrieja Molchanova oraz Roberta Faryja wraz z całą Angitią, dzięki którym udało się na tyle "poskładać" moje ciało, by było gotowe do walki — mówi Żukowski.

Co ciekawe, popularny "Rybak" niewiele po gali... wypłynął na ryby. I ponownie nie wrócił z pustymi rękami. Jego łupem padł piękny, wymiarowy szczupak. — Jeżeli brało tak dobrze nawet na jeziorze Nidzkim, to... tego dnia brało chyba wszędzie (śmiech) — podsumowuje utalentowany fighter.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5