Nie zdążyłam mu podziękować...

2018-09-21 08:00:00(ost. akt: 2018-09-21 08:01:56)
Urszula Rorbach-Hervey i Jeff Harvey żeglowali po Jeziorach Mazurskich. Wracając do domu, niedaleko Pisza, mieli wypadek. Na szczęście nic im się nie stało

Urszula Rorbach-Hervey i Jeff Harvey żeglowali po Jeziorach Mazurskich. Wracając do domu, niedaleko Pisza, mieli wypadek. Na szczęście nic im się nie stało

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Było o włos od tragedii. Niewiele brakowało, a doszłoby do czołówki. Ratując się, wylądowali w rowie. — Byłam w szoku, nie mogłam wydostać się z auta. Na szczęście znalazł się "Dobry Samarytanin" i pomógł. Wezwał policję, karetkę i straż pożarną. Złożył zeznania i... odjechał zanim zdążyłam mu podziękować — napisała Urszula Rorbach-Harvey.
Urszula Rorbach-Hervey i Jeff Harvey po krótkich wakacjach wracali do domu w Zamościu. Za kierownicą samochodu siedziała Pani Urszula, obok jej mąż Jeff. Była sobota, 15 września, kilka minut po godzinie 14-tej. Padał deszcz... O tym, co zdarzyło się na drodze niedaleko Pisza napisała w liście do redakcji Pani Urszula:

Wracaliśmy po tygodniowym rejsie po Jeziorach Mazurskich (Bełdany, Śniardwy i Mikołajskie) do Zamościa, gdzie mieszkamy. Na trasie Ruciane-Nida - Pisz, samochód kierowany również przez kobietę nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu i wjechał mi wprost pod koła.

Niestety, z przeciwnej strony nadjeżdżały pojazdy - nie mogłam uciekać na lewy pas gdyż spowodowałabym zderzenie czołowe. W bardzo wąskim poboczu stały słupki znaków drogowych. Gwałtowne hamowanie niestety nie pomogło, bo nie miałam gdzie wytracić prędkości, na szczęście niewielkiej. Doszło do kolizji. Impet odrzucił mnie w prawo.

Aby uniknąć ścięcia znaku drogowego skierowałam mój samochód do rowu, na szczęście piaszczystego. Oboje z mężem nie doznaliśmy poważniejszych obrażeń, impet zerwał nam okulary, które się rozpadły (fotochromy progresy niestety sporo kosztują). Pasy uratowały nam życie. Mąż, emerytowany brytyjski policjant zachował zimną krew, ja doznałam szoku powypadkowego i nie byłam w stanie wezwać służb, powiedzieć słowa, wydostać się z samochodu...

Z pomocą przyszli świadkowie wypadku, którzy wezwali służby ratunkowe, pomogli mi wysiąść z samochodu, zaopiekowali się do przyjazdu służb. Nie pamiętam, kto pierwszy zjawił się na miejscu zdarzenia, wiem tylko, że strażacy pomagali mi uspokoić się, robić ćwiczenia oddechowe, i oni chyba wydostali męża z samochodu, który ze względu na wiek (72 lata) i przebyty udar nie był w stanie zrobić tego o własnych siłach, ani przy pomocy świadków.

Strażacy podeszli do tego bardziej profesjonalnie. Wszyscy okazali ogromną empatię i życzliwość. Gdy mężowi cierpiącemu na cukrzycę zaczął spadać cukier, policjanci ofiarowali swoje osobiste drugie śniadanie. Mąż był bardzo wzruszony.
Dodatkowo, był pod ogromnym wrażeniem faktu, że przedstawiciele wszystkich służb swobodnie porozumiewali się z nim po angielsku, gdyż mąż nie włada językiem polskim.

Jak pisałam, mąż jest emerytowanym brytyjskim policjantem, oswojonym z tego typu wydarzeniami (dla mnie był to pierwszy w życiu wypadek w jakim uczestniczyłam, stąd ten kompletny szok) nadzwyczaj wysoko ocenił sprawność, koordynację, szybkość i jakość działania wszystkich pracujących na miejscu zdarzenia.

Dodatkowym elementem który wpłynął na mój bardzo zły stan psychiczny były okoliczności wypadku: w środku lasu, rozbity samochód, ulewny deszcz i blisko 500 km od domu. Nie miałam pojęcia jak to ogarnąć. Mąż - bez znajomości polskiego i realiów - był zdany tylko na mnie.

Na szczęście policjanci po odjeździe straży udzielili nam schronienia w swoim pojeździe, bardzo spokojnie przeprowadzili mnie przez wszystkie procedury, pomogli skontaktować się z moim ubezpieczycielem, podali mu okoliczności i miejsce zdarzenia. Dzięki ich pomocy odzyskałam zdolność logicznego myślenia i działania. Pomoc drogowa wysłana przez mojego ubezpieczyciela wyciągnęła samochód z rowu, umieściła go na lawecie i odwiozła nas prosto do warsztatu samochodowego w Zamościu. Nie sądziłam, że tak szybko uda nam się dostać do domu...

Elżbieta Żywczyk


Emerytowany policjant z Wielkiej Brytanii w liście podziękował funkcjonariuszom piskiej drogówki za profesjonalizm, okazaną pomoc i empatię
Na ręce Komendanta Powiatowego Policji w Piszu wpłynęło pisemne podziękowanie. Jego nadawcą jest emerytowany policjant z Wielkiej Brytanii. Mężczyzna ten, jadąc z żoną, uczestniczył w zdarzeniu drogowym, w którym zostali poszkodowani. Oboje są bardzo wdzięczni policjantom piskiej drogówki, którzy obsługiwali to zdarzenie. W swoim liście piszą: „wyrażam swoje uznanie i wdzięczność za ich pomoc, empatię oraz opiekę”.

„Pragnę wyrazić ogromne podziękowanie i wyrazy najwyższego uznania za pomoc dla Panów Sierżantów: Marcina Dąbkowskiego i Norberta Klaużyńskiego, oraz wyrazić uznanie dla ich perfekcyjnego profesjonalizmu jaki wykazali obsługując zdarzenie drogowe mające miejsce dnia 15.09.2018 roku o godz. 14.07 na trasie K 58 na 116 km”.

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć:

Podziel się informacją:




2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5