Następne ultramaratony również zadedykuje dzieciom

2017-03-03 10:18:00(ost. akt: 2017-03-03 12:41:56)
Przed Adrianem wiele godzin biegu. Trzymajmy kciuki, by dotarł cały do mety! Archiwum prywatne

Przed Adrianem wiele godzin biegu. Trzymajmy kciuki, by dotarł cały do mety! Archiwum prywatne

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Jeden z najlepszych biegaczy długodystansowych w naszym regionie, Adrian Ferenc, zameldował się 25 lutego w Supraślu, gdzie czekała na niego 80-kilometrowa trasa wymagającego "Ultra Śledzia". Zawodnik PASiR ukończył nieoficjalnie ultramaraton i wywiązał się tym samym z "Zakładu Honorowego". Czemu nieoficjalnie? O tym poniżej.
– Niedawno ukończyłeś trasę, lecz widzę, że jesteś wyraźnie niezadowolony. O co chodzi?
– Szczerze? Jestem mocno, wręcz cholernie wkurzony. Czuję ogromny niedosyt i złość, choć taką typowo sportową. Miałem jeszcze dużo sił, jednak organizatorzy nie pozwolili biec dalej...

– Zaraz, zaraz. Przecież jesteś na mecie.

– Jestem, podobnie jak i kilkudziesięciu innych uczestników, którzy ukończyli bieg nieoficjalnie. Oficjalnie jest natomiast tak, że "odpadliśmy" po 70. kilometrze.

– Wybacz, ale dalej nic z tego nie rozumiem.
– Ostatni punkt kontrolny miał być na 72. kilometrze, a wyszło na to, że jest na 76. Przy ultramaratonach, które liczą - jak w tym przypadku - ponad 80 kilometrów, takie informacje mają duże znaczenie dla zawodników, bo trzeba nie tylko adekwatnie rozkładać siły, ale i brać pod uwagę określone limity czasowe przewidziane na pokonanie danego odcinka. Mi akurat zabrakło niecałych 10 minut. Wraz z grupą innych zawodników z trasy zgłaszaliśmy ewidentne wątpliwości organizatorom, ale sędziowie byli bezwzględni.

– Brałeś udział także w zeszłorocznej edycji. Wówczas nie mogłeś się nachwalić Ultra Śledzia.
– Rok temu, nawet gdybym chciał, to i tak nie byłoby się do czego przyczepić. Profesjonalnie oznaczona trasa, świetna i sprawna organizacja, właściwie zbilansowane, energetyczne posiłki przy punktach kontrolnych... Lista plusów była bardzo długa, dlatego też nie zastanawiałem się ani chwili z podjęciem decyzji o wystartowaniu w tym roku.

Była. Czyli w tym roku listy plusów już robił nie będziesz.
– To też nie tak, że od razu wszystko źle funkcjonowało. Gdybym tak powiedział, to minąłbym się z prawdą. Ta jest natomiast taka, że mimo wszystko wielu rzeczy nie dopilnowano. Dawało się we znaki zwłaszcza kiepskie oznaczenie trasy, przez które zamiast na walce z dystansem, trzeba było skupiać całą uwagę na tym, by nie pobiec gdzieś hen w Polskę. Nawet posiłki, co może wydawać się dość błahe, odstawały poziomem od zeszłorocznych. Najbardziej bulwersowało nas jednak dodanie tych kilometrów, które kompletnie pomieszało nam szyki.

– Wykluczenie pewnie było dość irytujące. Przebiegłeś 70 kilometrów, do końca zostało ledwie kilka, a tu...
– No właśnie. Moja "porażka" jednak mnie w danym momencie kompletnie nie interesowała. Najgorsza była świadomość, że przez taką - zdawać by się mogło, drobnostkę - mogę nie wywiązać się z tzw. "Zakładu Honorowego". To inicjatywa PASiR w Piszu, w myśl której zawodnicy "zakładają się" z potencjalnymi darczyńcami. Sportowiec rzuca rękawicę, mówi, że ukończy dane wyzwanie, a jeśli mu się to udaje, to darczyńca jest zobowiązany do przekazania określonej kwoty na leczenie chorych dzieci. Całość będzie miała oficjalne podsumowanie podczas III Kolorowego Biegu Charytatywnego, która to impreza odbędzie się 2 kwietnia w Piszu.

– Przyznaję. Kłopotliwa sytuacja.
– Mało powiedziane. Chciałem wykorzystać swoją biegową pasję, zrobić coś dobrego i pomóc dzieciom, a sędzia mi mówi, że choć kilometry im się nie zgadzają, to i tak dziękujemy i zapraszamy za rok. I w zasadzie szkoda, że usłyszałem to dopiero przy 70. kilometrze. Tak mnie to nabuzowało, że momentalnie odeszło całe zmęczenie. Jakby sytuacja miała miejsce z 40 km wcześniej, to bez wątpienia poprawiłbym niesamowicie swój rekord życiowy.

– Myślę, że nie masz się czym martwić. W końcu chodziło o pokonanie trasy. Nie odpuściłeś żadnego kilometra, dotarłeś na metę. Właśnie tego oczekiwali od Ciebie darczyńcy.
– Wciąż we mnie dużo emocji, ale zewsząd słyszę właśnie takie pozytywne głosy i opinie. Nie tylko od znajomych. Jestem wdzięczny za nie wszystkie, bo w końcu chodzi o pomoc dzieciakom. Jeśli jednak ktokolwiek miałby jakiekolwiek wątpliwości, to śpieszę z zapewnieniem: na pewno nie jest to mój ostatni ultramaraton. W najbliższej przyszłości pokonam jeszcze wiele biegów długodystansowych, nie zabraknie i ultramaratonów. Zamierzam dedykować je właśnie tym maluchom, które zmagają się z chorobami.

– Kiedy w takim razie spodziewać się Ciebie ponownie na starcie?
– Robię sobie chwilę wolnego od biegania, by się nieco wyciszyć. Jednak nie zajmie to długo. Najpóźniej pobiegnę ponownie 19 marca, na półmaratonie w Gdyni.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5