Nie szczędził pięści i ciosów kolanem, ale wrócił na tarczy

2017-02-13 20:16:15(ost. akt: 2017-02-13 20:20:34)
Przy takim wsparciu kibiców piski "Rybak" czuł się w Suwałkach jak u siebie

Przy takim wsparciu kibiców piski "Rybak" czuł się w Suwałkach jak u siebie

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

– Choć ciosem kolanem rozciąłem mu łuk brwiowy i polała się krew, to w oczach rywala nie widziałem ani odrobiny zwątpienia. To naprawdę twardy facet, należy mu się szacunek – powiedział chwilę po walce Mateusz "Rybak" Żukowski (Angitia Sport Team Pisz), który 11 lutego w pojedynku wieczoru gali Pałuska Kickboxing Night III uległ na punkty reprezentantowi Litwy - Karolisowi Liukaitisowi.
– Miała być awantura... i była. Litwin mocno Cię poobijał?
– Jego ciosy ważyły sporo, nie mogę mu tego odmówić, lecz i ja nie jestem jakimś chucherkiem. Najbardziej czuję chyba nos, ale - tak jak i cała reszta - to po prostu część tej roboty, którą wykonuje się w ringu.

– O sile uderzenia Liukaitisa przekonałeś się dość szybko. W pierwszej rundzie byłeś liczony.
– Tak, mniej więcej w połowie rundy dostałem prawy zamachowy, a kilka sekund przed końcem sięgnął mnie jeszcze lewym sierpem. To był jasny znak, że obrana przez nas taktyka walki się nie sprawdza. Wykorzystaliśmy chwilę przerwy między rundami, w narożniku szybko zmieniliśmy plan na walkę o 180 stopni. Zmiana szybko przyniosła rezultaty, bo w drugiej odsłonie przejąłem inicjatywę, zacząłem narzucać warunki gry. Było już coraz lepiej.

– Przeszedłeś do podwójnej gardy.
– I ten sposób obrony przed ciosami spisywał się bardzo dobrze. A było to niemałe wyzwanie i sprawdzian, bo wachlarz jego umiejętności naprawdę robi wrażenie. Jego ciosy leciały zewsząd: z góry, z dołu, lewej, prawej... W ofensywie facet nie miał słabych stron. Starałem się więc polować na kontry, oddawać mocnymi sierpowymi. Przynosiło to wymierne skutki.

– Nie było tak, że początkowo go zwyczajnie odrobinę zlekceważyłeś?
– Takich zawodników się nigdy nie lekceważy. Karolis Liukaitis to zawodnik z czołówki europejskiej. Zresztą znany facet, jego walki publikowane nawet na zwykłym Youtube mają po kilkanaście tysięcy wyświetleń. Przy sportach uderzanych to naprawdę dużo. Ten chłopak to na Litwie żywa legenda walk w K-1. Dlatego też spisywano mnie na straty, że nie wytrzymam z nim długo między linami. I cieszę się, że stoczyłem tę walkę: nie czułem się gorszy w spotkaniu z tak uznanym wojownikiem. Szkoda tego początku, bo szansa na zwycięstwo była. Potrzebowałem jednak widocznie tej chwili, by odpowiednio wejść w walkę i dopasować taktykę. I ta chwila kosztowała mnie porażkę.

– W 3. rundzie rozciąłeś mu poważnie łuk brwiowy. Dużo brakowało, by go skończyć?
– Podczas jednej z kontr udało mi się sięgnąć mocno jego głowy kolanem. Otworzyła się rana, polała się krew. Z reguły w takich momentach zawodnicy tracą wolę walki, wycofują się i starają się jedynie przetrwać. Karolis udowodnił jednak, że nie ma przysłowiowej "szklanej szczęki". Zamiast zwątpienia, w jego oczach widziałem furię, obłęd. Ruszył do szturmu, dzięki czemu trafiłem go jeszcze wiele razy. Braku odporności na ciosy nie można mu zarzucić. Głowa odskakiwała mu raz po raz pod moimi pięściami, ale za cholerę nie chciał dać się posłać na deski. Muszę przyznać, że ta jego odporność zaskoczyła mnie w tej walce najbardziej.

– Czuję, że masz do niego jeszcze większy respekt, niż wcześniej.
– I słusznie. Tak twardym ludziom jak on należy się respekt.

– Jak oceniasz pracę sędziów? Nie byłeś miejscowym zawodnikiem, a takich traktuje się czasem różnie.
– Wskazali moją porażkę, lecz nie czuję się oszukany. Niedosyt jest, nawet spory, ale wiedziałem, że po pierwszej rundzie będzie ciężko wygrać. Porażkę przyjmuję więc z pokorą. Taka porażka, w dobrym stylu i po emocjonującej, zaciętej walce... - nie boli. Potwierdzeniem jest jego twarz, która wyglądała po starciu znacznie, znacznie gorzej niż moja.

– Gdy rozmawialiśmy przed walką, stwierdziłeś, że pojedynek pokaże Ci w jakim miejscu karirery obecnie się znajdujesz. Zatem: gdzie obecnie znajduje się zawodowo piski "Rybak"?
– Moja sytuacja jest lepsza, niż wcześniej. Mam już pewność, że mogę bez żadnych kompleksów toczyć pojedynki na ringach europejskich. Z naprawdę dobrymi zawodnikami. Litwin pokazał mi nad czym muszę jeszcze popracować, by następnym razem takie pojedynki kończyć już na swoją korzyść.

– W Suwałkach wystąpiłeś, bo ufali Ci organizatorzy. Spodobała im się sobotnia awantura w ringu?
– Rozmawiałem z nimi i dostałem zielone światło na inne gale DSF Kickboxing Challenge, za co jestem im bardzo wdzięczny. Potrzebuję nieco czasu na zregenerowanie organizmu, a jak dojdę do siebie, to siądziemy do rozmów o jakiejś kolejnej fajnej walce. Chyba, że w międzyczasie pojawi się jakaś inna atrakcyjna opcja walki z utytułowanym zawodnikiem, od którego mógłbym się czegoś nauczyć. Ale na takie plany przyjdzie jeszcze czas.

– Jak oceniasz galę od strony organizacyjnej?
– Zaskoczenia nie było. Jak co roku, tak i tym razem organizatorzy spisali się świetnie. Utrzymany wysoki poziom, czuć było ostrą rywalizację w powietrzu. Emocji nie brakowało, publiczność dopisała. Oby więcej takich imprez.

– Momentami odnosiłem wrażenie, że walczysz nie w Suwałkach, a w Piszu. Doping miałeś niesamowity.
– (śmiech) Faktycznie, ekipa zrobiła dobrą robotę. Miałem przy ringu wsparcie około 15 osób z naszego klubu, a ludzi spoza niego było przynajmniej drugie tyle. Ich wsparcie było nieocenione zwłaszcza w pierwszej rundzie, gdy przechodziłem trudne chwile. Wiedziałem, że nie mogę ich zawieść. Nie po to jechali tyle kilometrów, by oglądać mnie na deskach. Okrzyki, skandowanie z trybun niosło się po całej hali. Gdy walczysz, a ktoś wykrzykuje twoje imię i nazwisko, to wiesz, że nie możesz odstawić fuszerki. A jak doszły do tego krzyki: "Polska! Polska!", to... naprawdę coś pięknego.

– Jakie plany na resztę weekendu?
– Tym razem już bez awantur. Wracam do ukochanej kobiety i synka. Przy nich najszybciej odzyskuję siły.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

Zawodnicy podczas oficjalnej ceremonii ważenia.
Obrazek w tresci


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5